Rozdział 35.
Wstaliśmy wcześnie rano. Z nerwów
nie przespałam nocy, rozmyślając „co by było gdyby…”. Moi
przyjaciele cierpieli, a nikt nie starał się żeby im pomóc. Ja sama
miałam chęci ale warunków – brak.
Wstałam w łóżka, z zamiarem
pójścia do łazienki. W pokoju była zupełna ciemność, nie chciałam zapalać
światła ze względu na to że Hazza jeszcze spał. Wytężyłam swój wzrok do granic
możliwości, co i tak nic nie dało bo kilka sekund po podniesieniu się opadłam
na łóżko z powrotem. Poczułam silny ból w stopie, uderzyłam się o kant komody.
-uważaj – poczułam na twarzy dłoń
Harrego
-nie potrafię.. – po twarzy nagle
zaczęły spływać mi mimowolnie łzy. Nie wiedziałam czy z bólu, czy ze smutku,
czy z dziurze w sercu panującej od czasu kiedy El nie było przy nas…
-znajdź w sobie siłę. Będzie
dobrze, zobaczysz. A co do nogi to do wesela się zagoi – dodał ironicznym
głosem
-mam taką nadzieję – uśmiechnęłam
się w głębi duszy – to ja już pójdę – wstałam jednym ruchem, ale doszłam do
łazienki wolniej niż się tego spodziewałam, w stopie czułam mrowienie.
Najważniejsze potrzeby załatwiłam
dość szybko, zabierając przy wyjściu kosmetyki które będą potrzebne na podróż.
Gorzej poszło z Hazzą, który nie
miał zamiaru ani wstawać, ani iść do toalety. Naszykowałam śniadanie dla trzech
osób, dwie porcje dla mnie i mojego towarzysza podróżniczego, trzecia dla
Nialla który będzie szczęśliwy gdy zje śniadanie ze wszystkimi, oraz dostanie
dodatkowy bonus.
Sprawdziliśmy sprawnie czy
wszystkie bagaże są na miejscu, zawołaliśmy Liama, który miał zabrać nas na
lotnisko. Biedny, nie zdążył zjeść śniadania, ale dla niego zawsze ważniejsze
było dobro innych, swoje potrzeby zostawiał na samym końcu przez co miałam
wyrzuty sumienia.
Minęliśmy miejsce mojego i
Caroline wypadku. Gdy przejeżdżaliśmy przez to skrzyżowanie, które budziło we mnie
strach i przyprawiało o wspomnienia, nie będące jednymi z najlepszych, Hazza
automatycznie mnie przytulil. Nie byłam do tego przyzwyczajona ze względu na to
że jest on zazwyczaj kierowcą. Tym razem dobre się złożyło, że nie siedział za
kierownicą a obok mnie – na pewno w tym momencie potrzebowałam tego gestu.
Po kilku minutach byliśmy na
lotnisku. Takie były plusy mieszkania w domu one direction. Zarazem blisko do
centrum, ale również w spokojnej okolicy. Pożegnanie z Liamem nie trwalo długo
– jedyny rozsądny który wiedział że samolot nie będzie na nas czekać.
Usadziliśmy się wygodnie w
fotelach, rozmyślając o wszystkim. Przynajmniej takie miałam odczucie, nie
krępowała nas panująca cisza, ludzie dookoła wpatrujący się w Harrego jak w
obrazek, płaczące dzieci i wiele innych czynników które normalnie mogłyby
rozproszyć naszą uwagę. Przespaliśmy cały lot, byliśmy dość osowiali, bez
humoru. Od samego początku wiedziałam, żeby nie opuszczać domu w momencie w
którym jesteśmy najbardziej potrzebni. Boję się tego co będzie po powrocie,
tego czy zastaniemy wszystkich takich jak ich opuszczaliśmy, czy może wbrew
pozorom będzie tak jak dawniej – wszyscy szczęśliwi, zadowoleni z siebie,
bezproblemowi… czas mija, ludzie się zmieniają, tylko ja tkwię w tym samym
miejscu…
-Hazza… - postanowiłam że zapytam
o zdanie osobę która wie najlepiej co to znaczy zmiana człowieka – jak
myślisz.. zmieniłam się ?
-tak.. jesteś z każdym dniem
piękniejsza – pocałował mnie w czoło
-wiesz, że nie o to mi chodzi…
czy w ostatnim czasie robię coś czego
nie robiłam wcześniej ?
-trudno powiedzieć… ciągle
popełniałem jakieś błędy, kłócimy się, mało przebywamy razem… nie zauważyłem nic takiego… a dlaczego pytasz
jeśli można wiedzieć ?
Odpowiedzi nie znałam. Bez powodu
zapytałam o taki szczegół. Nie miałam zamiaru wracać do tematu, tysiące pytań
bez odpowiedzi, których i tak nigdy nie poznam…
-dlaczego mnie kochasz ? – ze
zdziwnienia że o to zapytałam położyłam rękę na ustach. Wolałam to zachować dla
siebie, ale widocznie tak miało być…
Hazza spojrzał na mnie zdziwionym
wzrokiem. Nie dziwię się – mnie także zmyliłoby takie pytanie.
- bo jesteś sobą.. nie da się
zdefiniować dlaczego cię kocham. To jest takie oczywiste…
-ahh… a czy od czasu kiedy byłeś
ze mną myślałeś o tym żeby zmienić dziewczynę ?
I tu zawahał się na chwilę. Szukał
odpowiedzi .. raczej szukał zdania którym mógłby zaprezentować co chce
powiedzieć. Tak jakby wiedział co, ale bał się że sposób w jaki chce mi to
przekazać może mnie urazić.
-widzisz… jak wiesz Caroline jest,
była dla mnie kimś ważnym…
-nie musisz dokańczać –
przerwałam. Mówiąc „zmienić dziewczynę” nie miałam na myśli kobiety 14 lat
starszej.
-ale chcę – położył mi palec na
ustach – myślałem, że kiedy byliśmy pokłóceni, ciąża, problemy… że zostawisz
mnie a ja będę musiał zajmować się dzieckiem. Nawet nie wiesz jak się cieszę,
że wszystko się zaczyna układać – sam zwątpił w te słowa. Tak naprawdę to tylko
między nami zaczęło się układać, one direction miało wiele problemów.
Nie odzywaliśmy się przez dłuższy
czas, przez co usnęłam. Obudził mnie kobiecy głos ogłaszający przygotowanie do
lądowania. Większość drogi mieliśmy już
za sobą, znajdowaliśmy w Pretorii gdzie miała odbyć się jedyna przesiadka. Pół przytomna zabrałam z pomocą Harrego bagaż.
Musieliśmy czekać zaledwie 2 godziny – wystarczająco czasu, aby się odświeżyć i
zjeść porządny posiłek. Nie poruszaliśmy żadnego konkretnego tematu, oboje nie
chcieliśmy kłótni. Nikt nie chciał niszczyć panującej atmosfery która sprzyjała
wyjazdowi. Mielimy odpocząć od problemów, i swoich i cudzych, jednak od tych
pierwszych było łatwiej. Nękała mnie myśl o tym, że nie wiem co się dzieje w
domu. Do tej pory byłam przygotowana na wszystko – gdy wrócę do domu, moja matka
będzie leżała nieżywa, Rose pobita..
teraz znów poczułam co to znaczy martwić się o kogoś. W ostatnim czasie
martwili się o mnie.. teraz ja będę martwić się o nich. 15 minut przed przylotem samolotu postanowiłam
zadzwonić do Louisa.
Tak jak myślałam – nie odebrał.
Nie miałam nawet zamiaru ponawiana prób, i tak nic to nie da.. Ku mojemu
zdziwieniu kilka sekund po tym jak z rozczarowaniem odłożyłam telefon, zadzwonił a na wyświetlaczu pojawił się napis
„ Lou”. Odebrałam czym prędzej. Po drugiej stronie nie było słychać mojego
przyjaciela, lecz Danielle.
-hej – odezwałam się pierwsza
-hej. Przepraszam, ale teraz nie
możemy rozmawiać. Zadzwoń później, opowiem ci wszystko. – rozłączyła się .
Charakterystyczny odgłos rozłączonego telefonu w słuchawce irytował jeszcze
bardziej niż zwykle. Nie mogłam nic zaradzić, pozostawało mi czekać.
Druga część lotu dość krótka,
praktycznie całą przespałam. Przyzwyczaiłam się to spania w kiepskich
warunkach, samolot w porównaniu do nich był luksusem.
-wstawaj, jesteśmy – szturchnął
mnie nieczule Hazza. Wolałabym żeby na mnie krzyknął, nawet to wydawało się
bardziej delikatne.
-gdzie ? - spytałam odruchowo
-jak to gdzie.. w Reunion ! –
obudził się w nim dobry duch. Od razu poczułam że mamy wakacje, tak było o
wiele łatwiej.
30 minut jazdy busem dzieliło nasz
domek letniskowy od lotniska.
-zamknij oczy – usłyszałam
wysiadając z busa. Zrobiłam to, co nakazał mi Hazza. Pomimo, że nawierzchnia
nie była równa czułam się bezpiecznie będąc prowadzoną przez Harrego. – otwórz.
– rzucił, odsuwając dłonie z mojej twarzy
Moim oczom ukazała się plaża. Duża
plaża. Graniczyła z puszczą, jakiej nigdy nie widziałam. Nie był to las, była
to puszcza jaką widziałam jedynie na filmach przyrodniczych.
-popatrz tam, widzisz nasz domek ?
– oparł się o moje ramię, wskazując na duży drewniany, zadbany domek
letniskowy. Większość pokryta była dużymi oknami, przez co architektura
wydawała się jeszcze większa. – to nie wszystko, wskakuj – Hazza wskazał na swoje
ramiona. Posłusznie wskoczyłam, będąc ciekawą co chce mi pokazać.
Szliśmy przez mniej więcej 5
minut. Miałam wrażanie że zaraz na głowe spadnie mi jakaś małpa albo goryl.
Zapach lasu tropikalnego był lepszy niż niejeden perfum, woń unosząca się w
powietrzu sprawiała że uświadomiłam sobie jak bardzo zanieczyszczone jest
powietrze w dużych miastach.
-obróć się – okręcił mną lekko Hazza – co o tym
sądzisz ? – dodał zanim zdążyłam cokolwiek zrobić
Ujrzałam wysoki wodospad, taki
który był pokazywany w niejednym programie geograficznym – nic dziwnego,
Reunion słynie z pięknych wodospadów. Zachwycałam się wszystkim czym tylko
można było. W Londynie nie było takich widoków, takiego powietrza, takiego klimatu…
przyzwyczaiłam się do wysokich budynków zamiast wodospadów, zapachu spalin,
chłodnych, deszczowych dni, zabieganych twarzy…
-to może do domku, odpocząć ? –
objął mnie w talii. Było mi wszystko jedno gdzie będziemy, byleby w tym
rejonie.
Szliśmy powoli, w ciszy, ciesząc się chwilą. Ciszę przerwał nam telefon.
-halo ? – odebrał z niesmakiem na
twarzy Hazza – haloo ? Lou ?! Halooooo … - rozłączył się i odłożyl telefon – to
Lou.. nie odzywał się, pewnie znowu robi sobie jakiś żart..
-myślisz że w ostatnim czasie trzymają
mu się żarty ?
-w sumie masz rację… znowu ! No
nic, poczekamy…
-nie będzie lepiej jeśli
zadzwonimy ?
-nie – odburknął i przyspieszył
tempo.
____________________________________________________________________
Znowu mam zaczynać od przeprosin ? Niee, wszyscy pewnie się domyślają że jest mi głupio. Nie każdy z was doświadczył jeździectwa i nie każdy z was wie ile to wymaga. Był obóz, było ciężko, musiałam po nim odpocząć... Bo ten sport męczy psychicznie, ale tak już jest. Są wakacje, więcej czasu ale też i więcej wyjazdów... Po za tym nie zapominajcie o moim drugim blogu.. Mam nadzieję że zrozumiecie, a na pewno zrozumieją osoby jeżdżące.
Moje gg: 32289848
Mój twitter: https://twitter.com/#!/Natalia_Golyska
Pozdrawiam. Nala. xooo.