czwartek, 27 września 2012

Rozdział 36.

Noc nieprzespana. Jak dla mnie, Hazza spał. Może to działanie klimatu, może zmiana miejsca… może nerwy ? O czwartej nad ranem wskoczyłam do oceanu, dla orzeźwienia, wiedząc że i tak już nie usnę. Było to sto razy lepsze niż kawa, kąpiel w wannie, przypływ zimna pobudził mnie do życia. Powietrze było ciepłe, jak na tak wczesną porę dnia. Wzięłam z domku sukienkę i wyruszyłam w nieznane. Po przejściu kilkunastu metrów stanęłam jak wryta patrząc się przed siebie. Z daleka widać było wielką górę wulkaniczną. Piton des Neiges – od razu rozpoznałam najwyższy wulkan w Reunion. 

Taki tryb życia bardzo by mi odpowiadał. Poranne spacery i kąpiele w oceanie… z dala od ludzi… może nawet zbyt daleko. I tak cudem był zasięg w telefonie. Gdy wróciłam do sypialni Harry jeszcze spał, ale widać było że próbował się podnieść, bo leżał bokiem na brzegu łóżka. Postanowiłam go nie budzić, na palcach poszłam do kuchni zrobić śniadanie. W lodówce prawie nic nie było, jedyne jedzenie jakie zabraliśmy to prowiant na podróż. Bez dłuższego namysłu zostawiłam Harry’emu karteczkę na stole z powiadomieniem że jadę, wsiadłam w samochód i ruszyłam drogą z mapą w ręce.

Z pewnością nie miałam dobrej orientacji w terenie. Mogłabym jechać ta trasą kilka razy a i tak bez mapy nie ruszyłabym się z miejsca. Do tego było jeszcze ciemno, ale jeżeli chciałam się wybrać na zakupy musiałam wyruszyć wcześniej bo blisko - zdecydowanie tam nie było. 

W drodze uświadomiłam sobie jak daleko jest do miasta, więc postanowiłam zadzonić do Harrego czy nie potrzebuje czegoś ze sklepu. Wyciągnęłam telefon… niestety, nie było zasięgu. Wsiadłam do samochodu, przekręciłam kluczyk i.. huk. Jeden wielki huk. Samochód zasyczał i nie miał zamiaru ruszyć. Nie miałam pojęcia jak dostać się do miasta, przede mną dobre kilkadziesiąt kilometrów. Utknęłam tutaj, z mapą i komórką bez zasięgu. Zero pomysłów, z bezradności usiadłam za kierownicą i zaczęłam odpalać samochód, bez skutku.  Po kilku próbach zrezygnowałam i opadłam na siedzenie myśląc o tym co zrobię.
Nie zamieszkam przecież z małpkami w lesie, nie zbuduję tutaj szałasu… Z nerwów z całej siły zatrąbiłam. Przez kilka minut przeszukiwałam schowki, bagażnik i próbowałam coś zdziałać ale wszystko na marne.
-halo ? – usłyszałam nieznajomy głos

-kto to ? – odruchowo złapałam za pierwszy kamień leżący pod nogami
- ja dobry człowiek. Nie robić mi krzywdy – zza drzew wyłonił się mężczyzna o ciemnej skórze. Nadal nie byłam pewna czy był z niego ‘dobry człowiek’. Zmierzał w moim kierunku z wyciągniętą ręką, na znak, że mam być spokojna i się niczego nie obawiać. Cofnęłam się.
-kim jesteś ? – nie ustępowałam
-ty wywołać wielki hałas u nas? Pomóc jakoś trzeba ? – wreszcie stanął w miejscu i nie podchodził bliżej.
Przez chwilę zwątpiłam.  Jaki hałas ? Ah tak… to wtedy kiedy zaczęłam trąbić bez powodu.
-ja bardzo przepraszam, nie wiedziałam że ktoś tu mieszka, czy ..
-tu mieszkać ludzie i zwierzęta. Wszyscy się bać !
-jeszcze raz przepraszam…zgubiłam się.. jeśli mógłby mi pan pomóc.. jak daleko stąd jest miasto ?
-oh tak, tutaj łatwo można się zgubić... a.. miasto ? nie wiem, daleko, my nie jeździć do miasto.. my sami sobie radzić, ja jedynie znać drogę którą jechać !
-są tu jakieś środki transportu ? Jak mogę tam dojechać ?
-u nas tylko konno jeździć. Jak panienka chcieć to mogę dać konia i pojechać do miasto – osłupiałam. Od zawsze bałam się tych wielkich zwierząt, a teraz miałam na jednego z nich wsiąść. Miałam inny wybór ? Najprawdopodobniej nie.
-to konno ?  - spytał murzyn – jak tak to za mną, jak nie to umrzeć tu z głodu – i ruszył w głąb lasu. Nie miałam czasu do namysłu, zabrałam najważniejsze rzeczy z samochodu i zamknęłam na klucz. Pobiegłam za nim. Droga ciągnęła się niemiłosiernie, ale przynajmniej wysłuchałam kilku legend, które na samą myśl że mogłam sama zostać w lesie przechodziły mnie ciarki.
-jesteśmy ? – spytałam gdy mężczyzna się zatrzymał. Sądziłam że to nie tutaj, była tylko jedna malutka chatka z gliny otoczona ogniskami.
-tak, to być mój dom. Moja żona przygotować konie, ja iść zabrać jedzenie na podróż. Czeka nas dobre kilka godzin jazdy !
Zrobiło mi się strasznie szkoda tych ludzi. Żyli w biedzie, ale mimo tego wyglądali na szczęśliwych, to chyba najważniejsze.
-to jest twój koń. Ty wsiadać na niego o tak ! – podprowadzono mi wielkiego konia. Wiedziałam że nie dam rady, ale z ciekawością obserwowałam jak mężczyzna radzi sobie ze swoim koniem. Teraz już wiem że nie jest to takie łatwe jak się wydaje.. – ty jechać za mną i nic nie robić. Koń być głupi i iść za moim koniem.  Po kilku próbach wsiadania z pomocą gospodyni udało mi się wdrapać na grzbiet olbrzyma. 
Ruszyliśmy. Po kilku minutach nieco przyśpieszyliśmy, ale i tak droga była bez końca. Harry pewnie się martwił o ile już wstał, chociaż zanim zrobiłabym zakupy i wróciła mogłoby minąć właśnie tyle czasu. Niby do miasta było bliżej niż do naszego domku ale z każdą chwilą w to wątpiłam.
-jesteśmy już dostatecznie blisko, dalej konie bać się ruchu – oświadczył czarnoskóry po czym zszedł ze swojego konia.
Również przełożyłam nogę i znalazłam się na ziemi. Nie było źle, ale zdecydowanie lubiłam mieć grunt pod nogami. Podziękowałam, spytałam o drogę i według wskazówek ruszyłam przed siebie. Nie musiałam długo iść, faktycznie do miasta było bardzo blisko. Ludność potrafiła na szczęście mówić po angielsku więc nie było problemu z dostaniem się do budki telefonicznej.
-Harry ?
 -halooo ? – odezwał się zaspany głos
-nie mów mi że jeszcze spałeś ! Ja konno dojechałam do miasta na zakupy, samoch..
-co mówiłaś ?
-WSIADAJ W WYPOŻYCZONY SAMOCHÓD JAK JAKIŚ ZNAJDZIESZ I PRZYJEŻDŻAJ DO MIASTA.
Rozłączyłam się. Pomimo że byłam zmęczona miałam chęci do zwiedzenia tego uroczego miasteczka oraz zrobienia planowanych zakupów.
Było tu naprawdę urokliwie, klimat morski ale zarazem góry były widoczne, jakby stały zaraz obok. Po kilku godzinach Hazza zjawił się przy wjeździe z lasu do miasta, gdzie czekałam z kupioną książką.Kilka paparazzi zdążyło mnie już sfotografować, ale nie dało się tego uniknąć.
-czy ty chcesz żebym ja zawału dostał ? W pobliżu nie ma wypożyczalni samochodów, 10 km na nogach biegnąc, bo nie wiedziałem co ci się stało ! – przytulił mnie. Tego mi zdecydowanie brakowało. 
-opowiem ci w drodze, jedźmy do domu – wskazałam na torby z zakupami. – chyba wystarczy na cały pobyt – uśmiechnęłam się szczerze i wbiegłam do samochodu

Po drodze przy odkręconym radiu opowiadałam o tym co mi się przytrafiło.
-i nie bałaś się wsiąść ?
-musiałam, gdybyś słyszał tylko te legendy ! Sam byś bał się zostać w dzikiej puszczy gdzie 100 lat temu była inwazja dzikich zwierząt.
- to co, zapisać się na naukę jazdy po powrocie do domu ?
-zdecydowanie NIE ! Może kiedyś, jak odzwyczaję się od czucia pod nogami ziemi – nie pamiętam co się działo dalej bo… usnęłam. Obudziłam się na łóżku,  przebrana w czyste ubrania.
-dziękuję za przebranie – powiedziałam gdy tylko zobaczyłam Harrego… - i w ogóle za wszystko.
-to było konieczne, gdyby nie przebranie musiałabyś spać w tej dżungli żeby się dopaswować do otoczenia !
-dzięki ! – nim wrzasnęłam Hazza również wskoczył do łóżka i zaczął mnie łaskotać.


Następny dzień zapowiadał się o wiele lepiej niż poprzedni. Cały dzień wylegiwania się na plaży i myślenia o niczym. Przeżyłam tutaj najlepsze noce w moim życiu, zwiedziłam najwspanialsze miejsca … Czego chcieć więcej.
-Harry.. ktoś puka do drzwi – zepchnęłam z siebie ręce Harrego, które mnie obejmowały. – Jest 4 w nocy !
-coo ? o ! zostań tutaj… albo idź do łazienki i się zamknij. I nie wychodź dopóki ci nie będę kazał !
-nie panikuj, może ktoś po prostu się pomylił – złapałam go w biegu, nie podnosząc się z łóżka
-może, ale zawsze lepiej się ubezpieczyć niż  później żałować… no już, do łazienki ! – pomógł mi  wstać – i pamiętaj, dopóki ci nie powiem, masz zakaz wychodzenia !

_________________________________
a jednak... dodałam ^^ 

sobota, 22 września 2012

Hejj kochani... wiem, może przesadziłam z tym blogiem, ale ostatnie dni spędziłam łóżko - lekarz - apteka - łóżko - lekarz i tak ciągle. Mam problemy z gardłem od kilku lat a wyniki nic nie potwierdzają, ale to dłuższa historia... w każdym razie nie miałam nawet siły żeby pisać, nie mówiąc już o czasie. Mam nadzieję że będzie już lepiej, znalazłam jedyne lekarstwo które zmniejsza ból ale nie wiem jak długo będzie działać, mam nadzieję że jak najdłużej. Wydaje mi się że czas zakończyć tego bloga, w końcu i tak prawie nikt go nie czyta, wszystko przez to że rozdziały nie był regularnie dodawane. Ale wtedy będę przynajmniej miała czas na tego drugiego, którego wam serdecznie polecam, szczególnie dla tych, którzy chcą poznać bliżej chłopców z czasów x factor'a. Będzie to bardziej dokumentalne, ale także z moją fantazją i różnymi wymysłami. Ci którzy już czytają - dziękuje. Ci którzy nie - zachęcam: http://wordsgettrapped1d.blogspot.com/ :) Co sądzicie o zakończeniu bloga ? Jakie chcecie zakończenie ? Piszcie, coś wymyślę. :)

poniedziałek, 3 września 2012

Mała zmiana !
Rozdział wyszedł krótki, miałam zamiar dodać ale stwierdziłam że to bez sensu. Oczywiście, mogłabym go poprawić ale... rozchorowałam się jeszcze bardziej. Od 3 dni męczy mnie gorączka i przeziębienie ale wytrzymywałam to, dziś stwierdzam że dalej tak nie pociągnę i właśnie idę do łóżka bo muszę jutro iść do szkoły. Przepraszam ale sami rozumiecie. Rozdział bardziej rozbudowany - jutro. Choroba wzięła górę, so sorry ;(
Hej kochani :)
Mam nadzieję że jeszcze ktoś to czyta. Wrócił rok szkolny... to oznacza dodawanie rozdziałów. We wakacje mnie nie było, ciągle wyjazdy, treningi itd ale teraz powracam z nową energią, jeszcze dzisiaj powinien się pojawić kolejny rozdział więc... zaglądajcie. Stwierdziłam że najpierw skończę tego bloga, ten następny pójdzie później, ale obiecajcie mi że words get trapped też będzie miało czytelników, jest pisany całkiem inaczej, bardziej na faktach i bardziej biograficznie. Ten blog był/jest zupełnie fantazyjny, z words get trapped dowiecie się czegoś z czasów x factora i początków przyjaźni chłopców.
Zaglądajcie tutaj dziś, rozdział będzie :)
Do miłego :P