poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 38. 


Lekarz powiedział, że tak może się zdarzać. Po moich przeżyciach, wypadkach, warunkach w jakich kiedyś żyłam – to coś normalnego. Mój organizm nie może wytrzymać napięcia – więc po prostu się wyłącza. Patrzyłam, leżąc, z dołu na Harrego. Jego twarz wyglądała jak zawsze idealnie, każda rysa była mi tak dobrze znana, każdy jego włos był  inny, lecz tak bardzo podobny.

-zbierajmy się..  zaraz przesiadka – pomógł mi wstać – 15 minut przerwy, i lecimy dalej. Chcesz coś do jedzenia ? – objął mnie ramieniem

-nie… dzięki – na samą myśl o jedzeniu zrobiło mi się niedobrze.

-zapnij pasy. Zaraz będziemy.

Uczucie lądowania  wywołało na mnie jeszcze większe mdłości. Z trudem powstrzymałam się od jęku, zamknęłam oczy i czekałam. Gdy samolot dotknął ziemi, odetchnęłam z wielką ulgą.

- jakieś problemy.. z Eleanor – powiedział Harry gdy tylko usiedliśmy na ławce obok lotniska 
– nie wiem co dokładnie, Liam zadzwonił i powiedział, że Eleanor coś wywinęła. Lou jest załamany. Trzeba mu pomóc.

-słusznie, że wracamy – wreszcie odnalazłam siły, aby usiąść. Wsparłam się ramieniem Harrego.

-przepraszam…  za wszystko – wyjąkał, spuszczając głowę. – wiem… jaki byłem. Przepraszam – urwał krótko – chodź, spóźnimy się – widać, że nie chciał ciągnąć tematu.
-nie ma za co – nadgoniłam go, uśmiechając się. Odwzajemnił to jeszcze piękniejszym, i szczerszym uśmiechem.

Druga część lotu minęła zdecydowanie szybciej. Czułam się już znacznie lepiej, wyspałam się, teraz był czas na Harrego. Usnął na moich kolanach, wiercąc się cały czas, jakby coś go męczyło.

-możemy im jakoś pomóc ? – spytałam gdy tylko się obudził. Przewrócił oczami, jakby chciał powiedzieć ze ma już dość rozmawiania o problemach Eleanor i Lou.

-zleży, co wywinęli. Przybędziemy– zobaczymy. Jak się czujesz ? – zmienił nagle temat

-lepiej – nie skłamałam. – a ty wyspałeś się choć trochę ?

-może być – mrugnął do mnie okiem. Jeszcze kilka minut… Ciekawe, co zostaniemy na miejscu.

-bez względu na wszystko, pomożemy im – odparłam stanowczo. Mina Harrego nie wyrażała żadnych uczuć. Być może dlatego, że był już zmęczony udawaniem szczęśliwego, tak jak i równie zmęczony udawaniem współczucia, co nie wychodziło mu najlepiej. Miałam wrażenie, że gdyby nie chciał mnie urazić – nic by nie udawał.

Z okna taksówki było już widać dom one direction.

-gotowa ? – Harry pomógł mi zabrać walizki

-chyba… - odpowiedziałam niepewnie. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.

-idziemy – złapał za torby i ruszył do przodu.

Weszliśmy do holu. Rzuciliśmy na ziemię wszystkie bagaże, czekając aż ktoś do nas wyjdzie.

-jesteście.. – wyskoczył z pokoju Niall

-jak widać – podszedł do niego Harry, witając się

-hej.. – przytulił mnie ciepło

-jaka sytuacja ? – przeskoczyłam zwinnie nad walizkami

- szpital. Nie jeździe, nią zajęli się specjaliści. I psycholodzy, i  doktorzy. Mamy większy problem…

-jaki ? – niemalże krzyknęłam

-Lou – wyjąkał Harry

-może wy z nim porozmawiacie, nie chce z nikim nawiązać kontaktu.  Nie da się namówić na terapię, nic nie chce. Najlepiej, leżałby cały dzień w pokoju. Po prostu, nic nie robiąc. Wpatrując się w sufit, bezmyślnie patrzeć się w okno.

-idę – wyminął nas Harry – u siebie ? – spytał wbiegając po schodach. Niall machnął głową, na znak, że jest w swoim pokoju.

-jak było ? Wypoczęliście ? – zwrócił się do mnie

-nie pytaj. Naprawdę – Ruszyłam w stronę kuchni

-chcesz coś do jedzenia ? Możesz mi też zrobić, dawno nie było tutaj nikogo, kto potrafi gotować.

Czas ciągnął się w nieskończoność. Po piętnastu minutach Hazza zszedł z góry.

-i jak ? – rzuciłam sztućce biegnąc w jego kierunku

-i nic. Niby coś powiedział, ale jest w kiepskim stanie. Wygląda, jakby wyszedł z zakładu psychiatrycznego.

- co mówił ? – wypuściłam z rąk ścierkę, nie dbając o to, aby ją podnieść.

-że Eleanor ma problemy… że za nią tęskni za nią.. naprawdę wygląda jak chory psychicznie.
-jedziemy do szpitala ?

Niall spojrzał się na mnie krzywo. Hazza udawał, że nie wie o co chodzi, ale widziałam że chciał zrobić to samo co jego przyjaciel.

-no widzisz.. chyba z nią nie porozmawiasz. Ona jest w gorszym stanie.. niż Lou.

-jedziemy – złapałam Harrego pod ramie, drugą ręką ciągnąc Nialla. Nie stawiali oporu.

-poczekaj. Zaraz wracam – Niall wyrwał się z mojego uścisku

Spojrzeliśmy się z Harrym na siebie, po czym ruszyliśmy w kierunku samochodu.

-jestem – wsiadł Niall z rozbiegu, zaledwie kilka sekund po nas

-po co byłeś ? –spytałam dla nawiązania rozmowy

Harry również spojrzał się z ciekawością, po czym odpalił samochód i ruszył.

-no widzicie…  - zmieszał się – wiecie w jakim stanie jest Lou… gdy jest sam w domu mogą mu przychodzić do głowy różne pomysły. Na przykład.. ucieknięcie, bądź coś podobnego… no i.. wychodząc z domu… zamykamy go w pokoju … na klucz – spuścił nieśmiało głowę.

- CO ?! –podskoczyłam na fotelu, patrząc na niego z wyrzutem. –TRAKTUJECIE GO JAK NIENORMALNEGO, A PÓŹNIEJ SIĘ DZIWICIE ŻE JEST ZAMKNIĘTY W SOBIE ?! A CO JEŻELI WYSKOCZYŁBY PRZ..

-już raz uciekł ! –przerwał mi Niall z beztroską miną – nie mamy innego wyjścia

-nie powinien zostawać sam. Po prostu – czy to tak wiele ?

Zawstydził się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że ten temat strasznie go męczył, natomiast Harry udawał, że nic nie słyszy.

-co tak właściwie się stało ? – spytałam z poważną miną.

-nikt tego nie wie – odparł szybko Niall – oprócz Louisa. On wie, ale nikomu o tym nie powiedział. I chyba nie ma zamiaru.

Nikt nie odzywał się do końca drogi, z wyjątkiem Harrego pytającego o najkrótszą drogę do szpitala i Nialla udzielającego mu wskazówki.
Wysiedliśmy również w ciszy, poszliśmy do recepcji, aby zapytać o pokój, co mnie bardzo zdziwiło.

-jak to nie wiesz, gdzie ona leży ? Nie byliście tutaj jeszcze ? – spytałam z wyrzutem
Nic nie odpowiedział. Ze złością wyminęłam go, uderzając przypadkowo w ramię. Po chwili byłam wręcz zadowolona z tego incydentu. Nie zwracając uwagi, czy Harry z Niallem mnie doganiają, szłam równym krokiem przed siebie.

Trzydzieści siedem – spojrzałam na tabliczkę. Tak, to tutaj.

-nie wchodź ! – krzyknął za mną Niall

Chwila zawahania… nacisnęłam na klamkę. W pokoju było tylko jedno łóżko. Pełno kroplówek,  pikających urządzeń.. wszystko tak dobrze mi znane. Ale przecież nie przyszłam tutaj po to, aby oglądać te wszystkie medyczne przyssawki.

Z daleka nie było widać osoby leżącej na łóżku. Dopiero gdy podeszłam zauważyłam, że ktoś tam jest. Odkryłam delikatnie twarz z kołdry i…

-mówiłem, żebyś tutaj nie wchodziła bez nas ! – krzyknął Niall – nie byłaś na to gotowa, my też nie byliśmy !

To co zobaczyłam, nie mogło nazywać się Eleanor Calder. Ta osoba, która leżała na łóżku miała opuchnięte do granic możliwości, podkrążone, koloru fioletowo zielonego powieki, białą jak ściana twarz, nienaturalnie wystające kości policzkowe, sine wargi, skóra na nosie sprawiała wrażenie zbyt krótkiej, aby pokryć cały nos.

Ręce spoczywające na pościeli były całe zabandażowane. Pomimo tego mogłam stwierdzić, iż są przeraźliwie chude. Zza opatrunku wystawały jedynie palce, równie sine jak wargi, wychudłe i długie.

-to.. to nie jest.. możliwe. – wyjąkałam

-Harry, wyprowadź Megg - powiedział stanowczo Niall.

-zostaw ją. Chcę porozmawiać – w drzwiach pokoju stanął … Louis. Wszyscy zamarliśmy, wpatrując się w niego, jakby przed naszymi oczami ukazał się przynajmniej bezgłowy potwór z odpadającymi rękami.

-jak ty.. ? – powiedział Niall, nie zamykając po tym buzi z wrażenia.

-Liam mnie „wypuścił” – uśmiechnął się sarkastycznie. Widocznie uznał, że fakt, iż był zamknięty w pokoju, a pomimo to wyszedł, był jedynym powodem zdziwienia. Nie pomyślał o tym, ze od dawna nie odzywał się do nikogo, a teraz nagle przemówił przy wszystkich– bierzecie mnie za nienormalnego. Oczywiście, że taki jestem. – uśmiechnął się jeszcze szerzej - A teraz pozwól, że zostanę sam z Megg i Harrym. Dziękuję – wskazał ręką na drzwi. Niall zrezygnowany wyszedł na zewnątrz.  
-byłem sam w domu. – zaczął, gdy drzwi tylko się zamknęły. - Poszedłem do łazienki. I tam zobaczyłem… ją – zadrżał mu głos, a ręka wystrzeliła w górę wskazując na łóżko. – leżała na ziemi.. z mnóstwem tabletek, torebeczek foliowych i strzykawek wokół siebie. Wokół pełno krwi, kilka żyletek też się znalazło – łzy napłynęły mu do oczu – była nieprzytomna, jednak coś jęczała. Wtedy zadzwoniłem … tutaj. – przełknął głośno ślinę – mało brakowało… wykończyłaby się. W ramieniu wbite miała strzykawki, pod nimi przewiązane opaski. Z buzi wysypywały jej się tabletki, a przedramienia miała całe we krwi. – łza wypłynęła z jego oka, jednym szybkim ruchem starł ją z policzka. – oni uważają że jesteśmy chorzy, że potrzebujemy pomocy. Tak nie jest. My po prostu mamy swój, własny świat w którym jesteśmy zamknięci. My potrzebujemy siebie nawzajem. Bez osób trzecich. 

___________________________________________
BLOG MA 40 000 SŁÓW <3 Ponad 20 000 wyświetleń, 37 rozdziałów... DZIĘKUJĘ <3
Poprawiam się, zobaczcie jak często są rozdziały ^^ Jeżeli już czytacie, to wyraźcie opinię. Chcę wiedzieć, jak piszę, jak podoba się to odbiorcom. :)

3 komentarze:

  1. O matko . To jest straszne a zarazem cudowne! Dawaj szybko next:)

    OdpowiedzUsuń
  2. poprawiasz się? to gdzie następny rozdział ? ;/ dziewczyno pisz ! bo robisz to wspaniale

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie nie zamierzasz juz pisać ale twój blog jest wspaniały i pomimo tego że mineło już około 3 lat odkąt napisałaś tego bloga to ja nadal czekam na kolejne rozdzialy . Mam nadzieje że przeczytas ten komentarz. Była bym bardzo szcześliea gdybym się doczekała kolejnych rozdziałów i tak jak powiedzialam wcześniej czekam cały czas aż pojawi się nowy rozdział . Jeśli będzie trzeba to poczekam dłużej ponieważ to opowiadanie na to zasługuje jest naprawde wspaniałe. Jesli przeczytasz to co napisałam to daj znać czy kontynułujesz bloga czy nie. Lecz ja nadal czekam i wieżę że pojawią się nowe rozdziały.;-)

    OdpowiedzUsuń