Trudno było usnąć, muzyka na dole
dudniła bardzo głośno. Co chwilę było słychać jak ktoś wchodzi po schodach,
które były blisko pokoju Harrego. Ignorowałam je. Bolała mnie głowa, wiedziałam
że nie powinnam tyle tańczyć ze względu na mój stan zdrowia. Wierciłam się na
łóżku, przewracałam z boku na bok. Tyle lat żyję na tym świecie a zachowałam
się jak dziecko. Stwierdziłam, że i tak nie usnę, więc dlaczego miałam utrudniać wypoczynek mojego ukochanego. Wstałam i chwiejnym podeszłam do okna.
Zaczęłam jeszcze raz oglądać upominki które dostałam, uśmiechałam się sama do
siebie na ich widok. Z natury miałam przywiązanie sentymentalne do zwykłych drobiazgów, w
dzieciństwie właśnie takie prezenty otrzymywałam od matki. Małe, przypominające
mi o niej. Zabawa powoli się kończyła, trwała od kilku godzin więc czemu się
dziwić – goście byli zmęczeni. Muzyka cichła, głosy rozchodziły się w oddali,
wszyscy schodzili się do swoich pokoi. W powietrzu unosił się lekki zapach
smażonych potraw, oraz wypiekanych ciast. Zmotywowałam się do snu – następnego
dnia miał odbyć się lot do Reunion. Od
kiedy dowiedziałam się o tym że wyjeżdżamy w sercu było mi cieplej. Położyłam
się do łóżka, lecz mój wypoczynek nie trwał długo. Usłyszałam ciche uderzanie o
płot stojący przed domem one direction. Zerwałam się , podeszłam na
palcach do okna i dyskretnie odsunęłam roletę. Trudno było dostrzec cokolwiek,
na dworze panowała ciemność która dopiero powoli budziła się do życia.
Wiedziałam że nie da mi to spokoju więc obudziłam Harrego. Może i będzie zły, a
może uratujemy dom przed nieszczęśliwym wypadkiem.
-Harry… - zaczęłam delikatnie
szturchać śpiącego Hazzę – Obudź się.
-co się stało ? – spytał z
zamkniętymi oczami
-chodź za mną, ktoś jest pod domem
– pociągnęłam go nerwowo za rękę. Nie mam w sobie tyle odwagi żeby zejść tam
samotnie i sprawdzić co się dzieje. Szczególnie patrząc na to co zdarzyło się w
ostatnich tygodniach, nie podjęła bym się sama takiemu zadaniu.
-przyśniło ci się – odparł
zrezygnowanie po czym zatopił twarz w poduszce.
-Harry, proszę ! – pociągnęłam go
za ramię – nie to nie, sama pójdę – zostawiłam go i wyszłam. Tak jak myślałam –
dogonił mnie w połowie drogi do drzwi. Ten sposób zawsze działał, intrygujące
było to że sprawdzony na 12 letniej Rose i 18 letnim Harrym spisywał się tak
samo.
-gdzie coś zauważyłaś ? – spytał
obejmując mnie ramieniem
-właściwie to nic nie zauważyłam
… słyszałam tylko jak ktoś uderza w płot
– zmarszczyłam czoło – dźwięki dochodziły z tyłu domu
Harry wyszedł na zewnątrz, gestem
nakazując że mam zostać w środku. Początkowo stałam w przejściu ale ciekawość
wzięła górę i wyszłam kilka kroków przed dom.
-Megg ! – usłyszałam krzyk
Harrego. W jednej sekundzie ciemna postać przemknęła mi przed oczami. Bez
wahania wróciłam biegiem do domu. – miałaś nie wychodzić ! – spotkaliśmy się z
Hazzą w przejściu
-martwiłam się – spuściłam głowę –
kto to był ?
-nie wiem, nie znam a po za tym jest
zbyt ciemno żeby rozpoznać kim ta osoba jest.
-jeżeli pojawi się jeszcze raz,
zadzwonimy na policję – powiedziałam zamykając drzwi na trzeci zamek
-ktoś tu się wystraszył –
powiedział melodyjne obejmując mnie w talii
Wróciliśmy do łóżka, przez stres w
ciągu ostatnich minut głowa przestała mnie boleć więc mogłam spokojnie zasnąć.
Harry jak zwykle, położył się i zapadał automatycznie w sen, ja miałam z tym
problemy. Dopiero gdy słońce zaczęło wschodzić - usnęłam.
Obudziłam się o 12, pomimo tego
nie wstałam jako ostatnia. Co chwilę ktoś chodził z wodą, zdarzały się i
przypadki że łazienka była ostatnim ratunkiem. Jutro rano mieliśmy lecieć w
daleką podróż. Dzisiejszy dzień zapowiadał się monotonnie: zakupy, pożegnanie,
pakowanie.. za to kolejny miał być wspaniały. Tym razem miała być to podróż we
dwoje, nie mogliśmy się pokłócić bo lot powrotny samotnie będzie dla mnie nie
do zniesienia. Czeka nas przesiadka, oraz dobrych kilka godzin lotu. Gdy tylko
mogłam dostać się do łazienki, od razu skorzystałam z okazji. Uczesałam włosy,
zrobiłam delikatny makijaż i gotowa do wyjścia czekałam na Danielle. Ostatnie
zakupy przed wyjazdem. Nie potrzeba było wiele, praktycznie wszystko zostało z
nieudanych wakacji we Francji. Oczywiście nie obyło się bez utrudnień ze strony
naszych chłopców – jak z dziećmi.
Większość rzeczy które kupiłyśmy
to produkty spożywcze. Głównie prowiant na podróż, nie mogłam również odmówić
zakupu kilku słodkich rzeczy. Danielle kupiła fioletową sukienkę w której miała
pokazać się na najbliższej gali. Niestety, będziemy podziwiać ją tylko w telewizji. Po drodze wstąpiłyśmy do sklepu zoologicznego,
mój kot miał zostać pod opieką kilku wariatów przez kilka najbliższych dni. Z
okazji ostatniego dnia w kraju postanowiłyśmy pójść do kawiarni. Pogoda była
piękna, jak na lato przystało. Błękitne niebo, ciepłe powietrze z delikatnym
zimnym powiewem… wręcz idealnie. Miałyśmy dłuższy kawałek drogi do zamierzonego
celu, jednak nie przeszkadzało nam to. Wolałyśmy przejść się spacerkiem,
porozmawiać w spokoju, a było o czym.
-Danielle, widzisz to samo co ja
?! – zatrzymałam przyjaciółkę jednym
ruchem ręki – to Eleanor ! – wskazałam dyskretnie ręką na zaułek ulicy. Nie
była sama. Ubrana w czarne spodnie, ciemną bluzę z kapturem na głowie siedziała
pod ścianą z nieznanymi mi osobami. Nie mogłam wszystkiego pojąć… nie miała
czasu dla Lou, a miała go dla innych podejrzanych znajomych. Co ona wyprawiała
? Zorientowała się że z Danielle patrzymy się na nią od dłuższego czasu, powoli
wstała i w popłochu uciekła z resztą. Co to miało znaczyć? Nie było sensu jej
gonić, nawet gdyby – siłą jej nie zaciągniemy do domu. Telefonowanie do Lou
było złym pomysłem, mógł się zmartwić jeszcze bardziej. Jedyna osoba jaka wpadła
mi w tym momencie do głowy to Hazza. Nie wiedziałam czy coś zdziała, chciałam
zrobić wszystko żeby uratować moją przyjaciółkę, sama nie wiedziałam od czego,
ale takie towarzystwo i zachowanie nie wróżyło niczego dobrego. El, zawsze schludnie ubrana,
kolegująca się z osobami z górnej półki, siedziała w dresach pod ścianą, uciekając
na nasz widok. Z całą pewnością wszystko nie było w porządku. Czekając aż zjawi
się mój chłopak, z nadzieją że coś znajdziemy, podeszłyśmy z Danielle do
miejsca w którym zauważyłyśmy naszą przyjaciółkę. Tak jak myślałam, żadnych
wskazówek, zero podpowiedzi.
-co to miało znaczyć ? – spytałam drżącym
głosem
-myślę, że każdy z nas chciałby to
wiedzieć… - szepnęła – co się z tą
dziewczyną dzieje… - zakryła twarz dłońmi
Harry zjawił się po kilku
minutach. Wyglądał na całkiem opanowanego. Opowiedziałyśmy całe zajście, nie
wydawał się specjalnie wzruszony. Na odczepne zgodził się przejrzeć pobliską
okolicę. Wiedziałam że coś ukrywa, coś o czym nie chciał mi powiedzieć.
Sprawiał wrażenie zezłoszczonego, coś go drażniło od środka. Wolałam nie
zaczynać tematu, pewnie skończyłoby się na kłótni. Straciłyśmy chęć na wspólne wyjście
z Danielle, poprosiłyśmy Harrego o odstawienie nas pod dom. Przejęłyśmy władzę,
teraz część męska jechała na zakupy, do której wliczała się Isabel pilnująca
całej zgrai. Lou jako jedyny został w domu, jak zwykle siedział w swoim pokoju
wpatrzony w sufit. To stawało się coraz bardziej niepokojące, całkiem do niego
niepodobne… W głowie miałam mętlik:
powiedzieć mu o El czy lepiej nie wspominać ? Danielle starała się nie poruszać
tematu, tak jakby chciała zapomnieć o tym co widziała. W zupełnej ciszy
kręciłyśmy się po kuchni gotując obiad. Chłopcy nie wrócili na czas, posiłek
był już gotowy. Ani ja, ani Danielle nie miałyśmy ochoty jeść. Postanowiłam że
pod pretekstem podania obiadu wejdę do pokoju Louisa.
-obiad… - powiedziałam cicho pchając
drzwi kolanem
-dziękuję, nie będę jadł – nie odrywał
wzroku od sufitu – możesz zabrać, przynajmniej się nie zmarnuje
-Lou… musisz coś jeść – usiadłam na
skraju łóżka
-myślałem że to ja jestem twoim
ojcem – rzucił z kamienną twarzą. Dawny Lou. Drobne żarty od których robiło się
cieplej na sercu.
-potrzebujesz tego do
funkcjonowania…
-wiesz czego człowiek potrzebuje
do funkcjonowania ? – spojrzał się na mnie, pierwszy raz od kiedy weszłam do
pokoju – nie tylko potrzeb fizycznych ale też miłości, przyjaźni, troski,
opieki. Jeżeli potrafię przeżyć bez tego, czemu miałbym nie przeżyć bez
jedzenia ? – patrzył się na mnie pustym wzrokiem
-chcesz porozmawiać ? –wymusiłam delikatny
uśmiech
-nie teraz… - znów zatrzymał wzrok
na suficie
-Lou… nigdy nie będzie
odpowiedniego momentu… później może być za późno
-za późno na co ? – rzucił z
ironią w głosie
- na rozmowę – odparłam
-na to zawsze jest czas, to że
teraz nie mam ochoty nic nie znaczy
-owszem, znaczy. Potrzebujesz
pomocy, daj sobie pomóc ! – mówiłam zmartwionym głosem. Nic do niego nie docierało,
wyjątkowo uparty typ człowieka. Po kilku próbach poddałam się, i tak nic to nie
skutkowało. Zażenowana opuściłam pokój.
-ja nie mogę lecieć… jak mam wyjechać wiedząc że on jest w takim stanie.. ? –
zaczęłam żalić się Danielle
-możesz, damy radę. Ma nas…
Oczywiście, nikt nie zastąpi ciebie i Harrego, ale postaramy się zaopiekować nim jak należy –
mówiła z przekonaniem w głosie
-obiecaj że będziesz dzwonić –
zwróciłam się do przyjaciółki
-…obiecuję – zawahała się przez
chwilę
Nie mogłam zrozumieć tego, że nikt
się nie przejmował Eleanor. Pomijając Louisa. Wszyscy zachowywali się
normalnie, jak gdyby nigdy nic. Kolejnym zadziwiającym faktem było to że Harry
nie pocieszał swojego załamanego przyjaciela.
-masz mi coś do powiedzenia ? –
złapałam Harrego po kolacji w drodze do pokoju
-tak, jutro rano wyjeżdżamy –
pocałował mnie w czoło
-nie to mam na myśli… wiem że coś
przede mną ukrywasz, chodzi o... Eleanor – powiedziałam z poważną miną
-wiedziałem … chodź do pokoju,
spakujemy się i jakoś spróbuję ci wszystko opowiedzieć… - objął mnie ramieniem.
________________________________________________________________________
Późno, ale jest. :)
Opornie szło mi pisanie tego rozdziału, jestem chora, wszystko mnie drażni.
Dziękuje za komentarze i wyświetlenia, komentarze są dla mnie bardzo ważne, chciałabym wiedzieć czemu jedna osoba cały czas klika "słabe" do moich rozdziałów. Nie jestem zawodową pisarką, chcę wiedzieć do robię źle i naprawiać błędy więc proszę o wyjaśnienie.
Dobijemy dziś do 10 000 wyświetleń ? :)
Myślę że tak, macie na to jeszcze 23,5 godziny. :D
Dedykuję rozdział najwspanialszej, najpiękniejszej, najmądrzejszej Adze (http://www.photoblog.pl/aguusx3/120704947). Wiedz że twój pomysł był BARDZO ORYGINALNY, najlepsze to te wymyślone pod prysznicem. ^^ haha.
Nie wiem jak z weną, postaram się dodać nowy rozdział tak jak zawsze.
Uwaga, nowa ankieta wkracza na bloga ^^
Moje gg: 32289848
Mój twitter: https://twitter.com/#!/Natalia_Golyska
Pozdrawiam. Nala. xooo.
Jestem ciekawa co harry wie na temat Elenor..! Ehhh.... niecierpliwie czekam na następny ; )
OdpowiedzUsuńCo jest z tą Eleanor, martwię się.Ale rozdział zarąbisty, a to moje cudo http://give-you-that.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzkoda ,ze skonczylas w takim momencie.No coz trudno.Rozdzial swietny jak zawsze.:DPozdrawiam A.:)
OdpowiedzUsuńŻeby skończyć w takim momencie?! JAK MOŻESZ MI TO ROBIĆ?! Przecież ja zwariuję czekając na ten kolejny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńNO CÓŻ - MASZ GO DODAĆ JAK NAJSZYBCIEJ !!!
~Ola
musiałaś skończyć w takim momencie ?!
OdpowiedzUsuńBoski, cudowny, fascynujący, interesujący, oryginalny, pomysłowy blog !
http://one-direction-more-than-this.blogspot.com/
Zajebiste ale czemu akurat w takim momencie??Cie chyba zaraz zabiję:DKocham cię za to<33
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział i czekam na akcje ciekawa jestem co se wydarzy w następnym rozdziale :P
OdpowiedzUsuń