czwartek, 8 marca 2012


Rozdział 8.
W pracy o wszystkim zapominałam, nie mogłam się skupić ale dałam radę ustalić z dyrektorką żebym wychodziła z pracy wcześniej. Teraz gdy jestem u Thomasa  nie mogłam tak sobie wychodzić kiedy chcę. Zrezygnowałam z połowy wykonywanej pracy, jednego dnia spotkam się z Harrym, drugiego wyjdę gdzieś z Rose, kiedy indziej na zakupy… Musiałam mieć czas dla siebie. Wyszłam z pracy z uśmiechem na twarzy, zmierzałam w kierunku trafalgar square. Już z daleka zauważyłam Harrego stojącego przy pomniku. Uśmiechał się a jego oczy błyszczały w zachodzącym słońcu. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam bliżej.
-witaj – uśmiechnął się jeszcze bardziej – pójdziemy do kawiarni na rogu ? Uwielbiam ją
-cześć, oczywiście. Pan Styles poleca, nie wypada odmówić. – puściłam do niego oko
Przez drogę  rozmawialiśmy o dzisiejszym dniu, Harry przespał go, jak się dowiedziałam – robił tak bardzo często. A raczej robili, całe one direction. Gdy usiedliśmy i zamówiliśmy napoje Hazza zaczął rozmowę:
-jak się czujesz ? Już lepiej po tym twoim „poślizgnięciu się” ?
-tak, znacznie lepiej- spuściłam wzrok
-powiesz mi co naprawdę się stało ? Przecież wiem że kłamiesz…
-po tym jak ojciec zabił matkę a sam popełnił samobójstwo wychowywała mnie babcia. Gdy ona zmarła trafiłam do brata ojca z siostrą. On każe mi pracować, musze spłacać dług ojca. Bije mnie, nie mogę wychodzić z domu. Dlatego zrezygnowałam z połowy pracy, codziennie mam wolny czas i mogę robić co chcę przez te 2 godziny. Thomas, tak ma na imię brat ojca, trzyma mnie, Isabel i inne dziewczyny z zamknięciu. Ostatnio dowiedziałam się też że moja matka mnie nie urodziła…
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, Hazza musiał wszystko przemyśleć. Przetworzyć informacje, mi pewnie  też byłoby ciężko.
-myślę że powinienem coś z tym zrobić. Kiedyś w złości  może cie zabić, zrobić ci coś gorszego …  Po za tym nie uratujesz tylko siebie ale inne dziewczyny.
To zdanie mnie poruszyło. Nigdy nie chciałam wchodzić z nim w konflikt bo się bałam. Dopiero gdy Harry uświadomił mi że mogę uratować resztę dotarło do mnie że działam na niekorzyść…
-masz rację, nie tylko siebie mogę uratować … Nie mam pomysłu jak to zrobić, nie wiem co powinnam.. ja już nic nie wiem ! –wykrzyknęłam
-ale wiesz jedno, masz moje wsparcie – uśmiechnął się szczerze
-dziękuje ci za to.
Rozmawialiśmy tak jeszcze ok godzinę, wyjaśnialiśmy sobie wszystko. Znałam go od niedawna a miałam wrażenie jak byśmy się znali pół wieku. Tak mi się wydawało…
-przepraszam cię, muszę już iść. Rose wraca z wycieczki i muszę ją odebrać. – chciałam dodać „kiedy się spotkamy ?” ale stwierdziłam że to Hazza powinien zapytać, nie chciałam się narzucać.
-chciałaś coś powiedzieć ?
-nie nie… -zawstydziłam się
-kiedy się spotkamy ? Mam nadzieję że niedługo … - podniósł wzrok i obdarzył mnie uśmiechem.
-może w środę ? O tej samej godzinie w tym samym miejscu ?
-oczywiście
Położyłam pieniądze na tacy i poszłam do toalety zostawiając torbę na krześle.
-to ja lecę, środa  tak samo jak dziś, do zobaczenia
-tak bez pożegnania ?
-przecież powiedziałam „do zobaczenia”
Hazza przytulił mnie bardzo serdecznie, był w tym najlepszy.
-teraz możesz iść – pokazał mi język
-dziękuję za pozwolenie – uśmiechnęłam się łobuzersko – cześć – wyszłam jak najszybciej, nie mogłam się spóźnić.
Spojrzałam do torby w poszukiwaniu zegarka. Zauważyłam pieniądze, taka sama suma jaką wyłożyłam na rachunek. Podczas gdy byłam w toalecie Hazza musiał oddać pieniądze i zapłacić ze swoich… Autokar z wycieczką właśnie wracał, zdążyłam idealnie. Rose wyskoczyła z wielką radością,  obie stęskniłyśmy się za sobą. Nie była aż taka mała ale widziałam w niej dziecko. Wymagające opieki i troski … chciałam jej to zapewnić. Nie być dla niej matką, być dla niej najlepszą siostrą. Musiałam jej kiedyś powiedzieć o tym że Nicole jest matką … moją. Jej matką była ta która wychowała nas obie…  Wszystko stało się skomplikowane, nie wiedziałam jak sobie radzić z życiem. Musiałam udawać szczęśliwą żeby Rose się nie martwiła ale zarazem poważną żeby wiedziała że nie jest tak dobrze. Zabrałam małą na lody, musiałam jej powiedzieć o tym gdzie teraz mieszkamy, że babcie nie żyje. Z Thomasem nie rozmawiałam o mojej siostrze, z nim praktycznie o niczym nie rozmawiałam. Gdy powiedziałam Rose o tym jak odeszła nasza babcia Georgina rozpłakała się i wybiegła z lodziarni. Musiałam ją gonić… Nie zdążyłam wybiec, byłam zastawiona jej torbą podróżną o którą się potknęłam. Gdy już wyskoczyłam zza drzwi nigdzie jej nie było. Poszłam w stronę cmentarza, gdy było jej smutno siedziała tam długo.  Weszłam w ciemną uliczkę i….
Był tam Harry ,powiedział że za godzinę mamy lot do Paryża. Pobiegłam do domu spakować rzeczy, oznajmiłam to Isabel i lot się zaczął. Po godzinie byliśmy na miejscu. Samolot zbliża się do lądowania i nagle krzyk pasażerów ..
__________________________________________________________
Pewnie większość się domyśli o co chodzi z tym Paryżem. :) Nowy rozdział jutro, dziękuje za wyświetlenia. Komentarze mogą dodawać też niezalogowani jeśli ktoś nie wie. :) 

1 komentarz:

  1. zajebisty rozdział dziewczyno naprawde masz talent i mam nadzieje ze ten koszmar sie juz za nie długo skończy :Pi oczywiscie czekam na nn :P

    OdpowiedzUsuń